Opis gry „Skarb w Dolinie Pluszcza”
Zadaniem uczestników gry jest dotarcie do skarbu ukrytego w naturalnym terenie doliny rzeki Białej Lądeckiej na liczącym około 1,5 km najbardziej
malowniczym odcinku nazywanym Doliną Pluszcza. Scenariusz tej gry oparty jest na autentycznych wydarzeniach, które mieszkały w tej okolicy i zdarzeniach, które miały miejsce w czasie II wojny światowej i tuż po niej oraz w latach 90. XX wieku. Grupa uczestników (najlepiej 3 – 6 osób, przy większej ilości uczestników możliwe są 4 trasy prowadzące do odkrycia skarbu )znajduje zaszyfrowaną notatkę sporządzoną przez poszukiwacza skarbów III Rzeszy. Trzeba ją odczytać i znaleźć miejsce ukrycia… następnej informacji. Posługując się odkrywanymi krok po kroku mapami opisującymi teren, po którym wędrujemy i informacjami-zagadkami, trzeba dotrzeć do miejsca ostatecznego ukrycia skarbu, który jest nagrodą dla poszukiwaczy. Przy okazji uczestnicy zapoznają się z historią i przyrodą Ziemi Kłodzkiej.
Przeciętny czas trwania gry to 2-3 godziny, ale jeżeli uczestnicy nie mają limitu czasu, gra może trwać i cały dzień. Ponieważ akcja toczy się w autentycznym lesie, nad autentyczną rzeką i na autentycznych łąkach i skałach, wskazany jest ekwipunek wycieczkowy dostosowany do pogody i pory dnia. Ponadto grupa zostaje wyposażona w radiotelefon, więc może skontaktować się z przewodnikiem, który udziela dodatkowych wskazówek i podpowiedzi. W tej grze nie ma przegranych. Oczywiście, samodzielne dotarcie do skarbu jest najbardziej satysfakcjonujące, ale nie ograniczamy zakresu pomocy, bo najważniejsza jest dobra zabawa i… (z pomocą czy bez) ostateczne odnalezienie skarbu.
Wstęp do gry „Skarb w Dolinie Pluszcza”
Wieś Bielice (Bielendorf) została założona na początku XVII w. i stopniowo z osady leśnej przekształciła się w liczącą przed II wojną światową kilkadziesiąt domów wieś letniskową. W czasie I wojny światowej do Bielendorf trafił Rosjanin Iwan Popow, który jako jeniec wojenny pracował przy regulacji rzeki Biele, obecnej Białej Lądeckiej. Po zakończeniu wojny ożenił się z Niemką – mieszkanką wsi i pozostał tutaj na stałe. Kiedy w wyniku II wojny światowej w 1946 roku doszło do wysiedlenia Niemców, Popow, jako że był Rosjaninem, mógł wraz z żoną pozostać na swoim gospodarstwie. Popow bardzo szybko zawarł znajomość z polskimi osadnikami. Szczególnie polubił Józefa Młynarczyka – beskidzkiego górala, który sprowadził się do Bielic z całą rodziną. Oczywiście, każde spotkanie z nowymi sąsiadami nie mogło się obyć bez nalewki na samogonie, którą Popow fachowo przyrządzał. Młynarczykowi szczególnie jedna biesiada zapadła w pamięć. Było to późnym wieczorem i rozochoceni biesiadnicy mieli już mocno w czubie, gdy Młynarczyk pożalił się, że padł mu koń, którym zwoził drewno w lesie, a nowego nie ma za co kupić. Wtedy odezwał się Popow: „Józef, jak by ty poszukał tego, co ukryte przez Giermańca w Wenzel Grabe, to by ty nie musiał myśleć o chlebie i cała Twoja rodzina i wszyscy w Bielicach do końca życia mielibyście wszystkiego dość…” Usłyszała to jego żona. Szybko mówiąc po niemiecku
zrugała Popowa, który już tego wieczoru, mimo nagabywań i przepijania nie odezwał się ani słowem. Niedługo potem Popow tak się rozchorował, że musieli go zabrać do szpitala w Lądku Zdroju. Tam w Wigilię Bożego Narodzenia 1975r. …utopił się w wannie podczas kąpieli!
Tajemnicza śmierć Popowa utwierdziła Józka Młynarczyka, że gdzieś w Baranim Wąwozie, bo tak teraz miejscowi nazywali dolinkę Wenzel Grabe, jest ukryty przez hitlerowców jakiś skarb. Żona Popowa zaraz po jego śmierci wyjechała do Niemiec, opuszczone gospodarstwo zostało rozszabrowane, a na ruinach wyrosły drzewa. Przez wiele lat Józek Młynarczyk szukał skarbu. Kiedy stał się dla miejscowych już Dziadkiem Młynarczykiem zaprzestał poszukiwań, ale chętnie dzielił się swoją opowieścią z wnukami i … turystami.
Czy „skarb” Popowa rzeczywiście istniał? W latach 90 ubiegłego (XX w.) do jego poszukiwań przystąpili profesjonaliści. Znany w środowisku poszukiwaczy skarbów Lech Zwirełło z Łodzi, mając oficjalne zezwolenie Ministra Kultury i Sztuki prowadził prace przy wychodni granitognejsów na stoku góry Łupkowej poszukując zawalonego wejścia lub wjazdu do sztolni. Trudno powiedzieć czy cokolwiek odnalazł, bo takimi informacjami poszukiwacze niechętnie się dzielą… ale w Twoje ręce zupełnie przypadkowo wpadła dziwna notatka. Czyżby jednak Zwirełło coś znalazł? Coś, czego nie zabrał, ale pozostawił lub ukrył w innym miejscu?
Ponieważ jest to gra terenowa, musisz być wyposażony jak prawdziwy poszukiwacz skarbów. Czy widzieliście Indanę Jons’a w sandałkach? Wskazane są: wygodne buty, długie spodnie, coś na wypadek deszczu, niewielki plecaczek, coś do picia, wieczorem – latarka. Niepotrzebne będą narzędzia, lampy UV i detektory metali. Wszystko, co niezbędne do znalezienia skarbu, znajdziesz na miejscu. Zdaj się na swoje pięć zmysłów, orientację w terenie i intuicję.
Powodzenia!